Jego pamięć o trasie, którą obrał, była zamglona, zagubiona pośród paniki, która zmąciła jego umysł. W desperacji skręcił w prawo, w kierunku tunelu, który wydawał się równie dobrym wyborem jak każdy inny. Sytuacja przypominała mu labirynty, które uwielbiał jako dziecko. Nie była to jednak dziecinna zabawa; nie było gumki, która skorygowałaby zły obrót, a stawka w prawdziwym życiu wisiała na włosku. Wybór, którego teraz dokonał, miał potencjalne konsekwencje. Miał nadzieję, że wybrał właściwie, że ta ścieżka wyprowadzi go z tego zastraszającego labiryntu.
Z sercem walącym o żebra zagłębił się w wybrany tunel, a jego latarka rzucała niesamowity blask na ściany. Jego kroki odbijały się echem w ciszy, jedyny dźwięk w rozległym podziemnym mieście. Jego umysł był huraganem myśli, wirujących ze strachu i niepokoju. Każdy cień zdawał się wyskakiwać na niego, każdy dźwięk wzmacniany przez ciszę i bicie jego serca.
Tunel wiódł dalej, a jego ścieżka zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Miał wrażenie, że chodzi w kółko, a każdy zakręt wygląda identycznie jak poprzedni. Czas prześlizgiwał mu się przez palce, zamieniając minuty w godziny w jego zdezorientowanym stanie. Próbował śledzić zakręty i zakręty, ale wszystko zlewało się w labiryntowy koszmar.