Bill szedł naprzód, liście chrzęściły mu pod butami. Oczy Daisy śledziły każdy jego ruch, a jej postawa ochronna była niezachwiana.
Dziwne odgłosy stawały się coraz głośniejsze, teraz przeplatane słabymi, wysokimi pomrukami. Brwi Billa zmarszczyły się w zakłopotaniu. Czy to może być… dziecko?
Z walącym sercem Bill podkradł się na tyle blisko, by zerknąć na plecy Daisy. Tam, wtulony w nią opiekuńczo, Bill dostrzegł to, czego jego krowa strzegła przez cały ten czas. Było to jakieś zwierzę, ale nie potrafił określić, co to było. Coś w tym sprawiło, że zadrżał.