Przed nim Grom i jego nowy towarzysz skręcili w lewo, znikając za linią drzew. Serce George’a waliło mu w piersi, gdy dotarł do linii drzew, ledwo widząc przez gęste gałęzie i zarośla. Odgłosy ich ucieczki stawały się coraz cichsze.
„Nie, nie, nie – mruknął George, a w jego głos wkradł się strach. Przedarł się przez gałęzie, szorstka kora ocierała się o jego ramiona, gdy parł naprzód. Nogi miał jak z ołowiu, każdy krok był cięższy od poprzedniego.