Teraz, gdy John odszedł, w warsztacie panowała niesamowita cisza. Zwykłe odgłosy aktywności, stukot narzędzi i delikatne nucenie Johna były nieobecne, zastąpione przez nawiedzający bezruch. Delilah poczuła, jak cisza ją przygniata, potęgując pustkę w jej sercu.
Delilah westchnęła, czując ciężar zmęczenia osiadający na jej kościach, gdy kontynuowała sprzątanie warsztatu Johna. Fizyczna praca była męcząca, ale to emocjonalne żniwo naprawdę ją wykańczało. Każdy przedmiot, który podnosiła, zdawał się nieść ze sobą kawałek ducha Johna, przez co trudniej było jej odpuścić.