Jeremy poruszał się powoli po swojej sypialni, układając poduszki i rozkoszując się rzadkim luksusem położenia się do łóżka wczesnym wieczorem. W obliczu szybko zbliżającej się burzy śnieżnej, staruszek był zadowolony z tego, że może się w niej bezpiecznie i ciepło przespać.
Gdy miał już ułożyć się w świeżo pościelonym łóżku, rzucił ostatnie spojrzenie za okno i zauważył coś ukrywającego się w krzakach. Uznając to za wiewiórkę lub gryzonia, który schronił się przed zimnem, skierował się w stronę łóżka, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, zaskakując go.
Otwierając drzwi, zastał swoją młodą sąsiadkę z bladą i zaniepokojoną twarzą. „Panie Rogers, na pańskim podwórku jest jakieś zwierzę. Musi być przemarznięte” – powiedziała słodka dziewczynka, a w jej głosie zabrzmiała pilność. Jeremy podziękował jej i poszedł sprawdzić, co ze zwierzęciem. Ale gdy podszedł bliżej, jego kroki ucichły, a twarz zbladła; pod brzuchem stworzenia kryło się coś mrożącego krew w żyłach.